Autorka:

Moje zdjęcie
"Pa­piery nig­dy nie mówią całej praw­dy o człowieku." Twitter: @Magdab_1998

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 16

Maddie
- Mad, jesteśmy przyjaciółmi. Mogłaś mi powiedzieć. - Spojrzał na mnie.
- Ale tego nie zrobiłam. - Znów od niego odeszłam. - Nathan...
- Tak?
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz. - odwróciłam się w jego stronę. Westchnął.
- Dobrze. Skoro chcesz... - Powiedział po chwili. - Ale masz mi mówić o wszystkim! -odał.
- O wszystkim to może nie. - wypiełam mu język. On podbiegł do mnie. Złapał w tali, biorąc mnie przy tym na ręce. Zaczął kręcić się dookoła. Słychać było jego śmiech i mój krzyk.
- Puść mnie! - krzyczałam, a potem miałam napad śmiechu.
- Puszczę jeśli powiesz, że będziesz mi mówić o wszystkim. - zaśmiał się.
- Dobra, tylko mnie puść!

- Nie przekonało mnie to. - jednak pos
tawił mnie na ziemię. Kręciło mi się w głowie. Chwiałam się. Gdyby nie Nath, wywaliłam bym się.
- Łoo, siadaj lepiej. - zrobiłam jak kazał. Po chwili chłopak usiadł obok mnie. Było mi nie wygodnie siedząc, dlatego się położyłam. Nath zrobił tak samo.
Było ciepło. Bardzo ciepło. Wyprostowałam się. Następnie przeturlałam i wstałam. Chłopak zaczął się ze mnie śmiać. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Przestał się śmiać. Podeszłam do niego i usiadłam na nim, bokiem.
- Masz miękki brzuch. - zaśmiałam się.
- Jaki miękki. Tam jest kaloryfer! Nie widzisz tego? - zrzucił mnie z siebie. Potem z leżącego stał się siedzącym Nathanem. A na końcu podciągnał swoją koszulkę i pokazał mi swój " kaloryfer ".
- Kaloryfer, widzisz. - poklepał się po brzuchu.
- Taak, wielki. - zaśmiałam się.
- Ej! - krzyknął. - Obrażam się. - odwrócił się do mnie tyłem.
- Ojejciu, a może masz ochotę na shake? - nachyliałam się nad nim.
- Ale ty stawiasz. - wypiął mi język.
- Nie mam kasy. - oburzyłam się.
- Przecież żartuje. - wstał i cmoknął mnie w policzek. Potem ruszył w stronę samochodu.
- Mam nadzieję, że żartujesz. - poszłam za nim.
Doszliśmy do miejsca gdzie stał samochód. Jednak nie było go tam. Spojrzelismy na siebie.
- Zostawiłem otwarty samochód. - Nath uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Brawo! I co teraz?
- Jak to co? Idziemy na piechotę. - oznajmił i ruszył.
- Poczekaj na mnie. - dogoniłam go.
Szliśmy ulicą dobrą godzinę, kiedy doszliśmy do restauracji, w której były shake. Weszliśmy do niej. Zamówiliśmy to co trzeba i zajęliśmy miejsce.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Zaraz wracam. - wstałam od stoliku i weszłam do łazienki.
- Hallo? - odebrałam.
- Córcia, gdzie jesteś? - usłyszałam głos mamy.
- Na mieście. - odpowiedziałam.
- Sama?!
- Nie, z Nathanem.
- Dobrze, wracajcie już. Musisz się spakować.
- Spakować?! Gdzie?! - krzyknęła, a babka, która właśnie weszła, spojrzała się na mnie dziwnie.
- Jutro przeprowadzamy się do cioci.
- Yhm, okej. Niedługo będę. - rozłączyłam się. Wróciłam do Natha. Akurat przynieśli nasze zamówienie.
- Idziemy? - zapytałam się go
- Tak. - odpowiedział i wstał. Po kilku minutach byliśmy już w domu. Po drodze powiedziałam mu o tym, że się przeprowadzam. Ani ja ani on nie byliśmy z tego zadowoleni. Naszczęście ciocia nie mieszka aż tak daleko od naszego poprzedniego domu. Ale zawsze jest ta odległość. Zresztą mogłam się tego spodziewać, że kiedyś mój bliski kontakt z chłopakami może urwać się na dalszy przez przeprowadzkę. Chodzi mi o kontakt mieszkaniowy xd Pożegnaliśmy się. Każdy udał się do swojego domu. Kiedy weszłam, w drzwiach od razu powitał mnie Paul. Powiedział, że mam się pakować, i że mama wróci późno. Ciekawe gdzie ona tak ostatnio znika na wieczór. Przecież nie poszła szukać pracy... A może kogoś sobie znalazła :o Albo po prostu załatwia sprawy. Tak też może być. Chyba... Wbiegłam na górę po schodach. Na nieszczęście po drodze złapał mnie mały skurcz nogi. Jednak weszłam na górę. Powoli, ale weszłam. Tam od razu wzięłam leki, bo już pora na nie. Potem zaczęłam się pakować. Powoli, wyszło mi 3 walizki, kilka pudeł i toreb. Tak jak zawsze. Jeszcze trzeba schować gdzieś leki. Najlepiej do torby, którą będę mieć cały czas przy sobie. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Rozejrzałam się po pokoju. To ostatnia noc tutaj. Nie chce się znów przeprowadzać. Jest mi tu dobrze. Polubiłam ten dom. No i naszych sąsiadów. Uśmiechnęłam się, kiedy przypomniałam sobie o naszym pierwszym wspólnym spotkaniu. O tym jak ratowałam Natha, przed chłopakami. O wygłapach w pizzerii. Najlepsze chwile w życiu. Gdyby nie ten wypadek i choroba, powiedziałbym, że mieszkanie tu to najlepszy wybór. Ba, co ja gadam! Walić wypadek i chorobę! Z nimi czy bez i tak tu jest najlepiej. Wyszłam z pokoju. W salonie zastałam moją siostrę. Oglądała jakiś film. Dosiadłam się do niej. Następnego dnia Z samego rana przyjechała ciocia wielką ciężarówką. No dobra, może i nie była to ciężarówka, ale coś wielkiego. Wsadzilismy do niego swoje rzeczy. Kiedy mieliśmy odjeżdżać, zobaczyliśmy samochód taty. Wyszedł z niego i szybkim krokiem podszedł do mamy. Zaczął ją przepraszać. Wywróciłam oczami. Nie chciałam tego słuchać, dlatego poszłam na chwilę do chłopaków. Zapukałam. Otworzył mi Max. -Maddie! Wchodź! - krzyknął i wpuścił mnie do środka. Tam przywitał się ze mną uściskiem. - Jak tam? Już jedziecie do domu twojej cioci? - zapytał po chwili. - Tak, zaraz będziemy jechać. - Odwiedźmy cię i zrobimy parapetówke u ciebie w pokoju. - zaśmiałam się, a on razem ze mną.- Gdzie reszta? - zaczęłam rozglądać się. - śpią. - odpowiedział. - Budzimy ich? - Ee, mi się nie chce. Ty ich obudź. - Leń. - wypięłam mu język i poszłam na górę. Nawet nie wiedziałam, który pokój jest kogo. Idziemy po kolei. Weszłam do pierwszego pokoju. Był to pokój Toma. Jaki bałagan. Cóż... W końcu to chłopak xd Podeszłam do jego łóżka. Spał jakoś dziwnie... Głowę miał tam gdzie powinny być nogi. Natomiast nogi miał na ścianie. Ręce miał złożone na krzyż na piersi. A jego usta były wykrzywione w uśmiech. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Nachylialam się nad nim i krzyknęłam: - POBUDKA! - Tom jak oszalały poderwał się z łóżka. Kiedy mnie zobaczył, zakrył się kołdrą. Zawstydzil się. Jednak po chwili przywitał się ze mną. Resztę obudziłam podobnie. Tak śmiesznie wyglądają jak są zaspani i nieogarnięci :D Wszyscy spotkaliśmy się na dole w salonie. Rozmawialiśmy krótko, bo musiałam już iść. - Do zobaczenia. - powiedziałam na pożegnanie i przytuliłam każdego po kolei. Kiedy wchodziłam, usłyszałam za sobą głos Avy. - Znowu ty? Mam cię już dość. Ile będziesz jeszcze tu przychodzić? - Tak, znowu ja. I znowu ty. Oh, naprawdę? To takie słodkie, też mam cię dość. Tyle ile będzie trzeba. - odpowiedziałam jej na każde zdanie. A ona? Zamknęła się. - Pa, chłopaki. - wyszłam z ich domu. Boże, jak ja nienawidzę tej Avy. Po co oni trzymają ją pod dachem? Na ich miejscu już dawno bym ją wywaliła. - Idziesz? - usłyszałam głos Meg. - Już idę, no. Nie widać? - podeszłam do nich o wsiadłam do samochodu. Droga nie zajęła nam długo. Okazało się, że zamiast chłopaków, to będziemy mieć blisko szkołę, do której chodzi syn i córka cioci. Lubię ich. Są naprawdę świetni! Niby są rodzeństwem, ale nie kłócą się. Przecież to jest niemożliwe! Dojechalismy na miejsce. Od razu przywitali nas Ross i Camila. Ross jest starszy od Meg o 2 lata, a Camila jest w moim wieku. To dziwne, że nie widziałam ich w szkole. Albo po prostu ich nie rozpoznałam, a oni mnie. Tak, mogło tak być. Weszliśmy do środka. Dom cioci był duży, pomimo, że miał tylko parter. Camila od razu zaprowdziła mnie do pokoju. Okazało się, że będę go dzielić razem z nią. Będzie się działo. Kuzykna pomogła mi się rozpakowć. Potem poszłyśmy do kuchni, aby zjeść małe co nieco. Tam siedział też Megan. A mama i ciocia rozmawiały w salonie. Nage przypomniałam sobie, że pod domem był tata. Z kanpką w buzi podeszłam do mamy i spytałam się co on chciał. - Chciał wrócić, bo ta cała jego Danielle zdradziła go. I to nie raz. Teraz jest sam. Stracił rodzinę i kochankę. - skończła mówić. - I dobrze mu tak. - podsumowałam. - Jutro już idziesz do szkoły, nie ma już laby. - Yhm, dobra. - westchnęłam. Wstałm i wróciłam do kuchnii. ______________________________________________ Tadam ^^ Jest rozdział :D Głupi, ale jaki[ś tam jest ;) pod oststnim było 9 komentarzy, a miało być 10 ;c No, cóż...I TAK WAS KOCHAM <3 Możliwe, że nie zrobił mi się podział na dialogi, gdyż coś mi się z bloggerem stało i nie chce mi odtegocić tego wszystkego -,- Także wszytsko może będzie jednym ciągiem .__. Bardzo was za to przepraszam ;c Jak zwykle też przepraszam za błędy, keżeli jakieś są. A tereaz to jest możliwe, bo piszę na tablecie. Nie będę was tu zamęczać, wiec już kończę ' przemowę ' ;d Proszę was o zostawienie po sobe śladu. Wystarczy nawet kropka ;) Do napisania <3

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 15

MADDIE

Praktycznie cały dzień spędziłam u chłopaków. Nathan cały czas się mnie dopytywał o co chodzi, że tak mnie zarywa. Odpowiadałam mu, że to skurcz. On mi jednak nie wierzył. Siłą wcisnął mnie do samochodu i zawiózł do szpitala. Całą drogę mówiłam mu, że to nie jest konieczne, ale on uważał swoje.
Kiedy byliśmy już pod szpitalem, nie chciałam wysiąść z samochodu, więc Nath znów na siłę. Weszliśmy do szpitala. Od razu usiadłam na ławce, a chłopak poszedł do recepcji. Byłam na niego wkurzona. Kiedy podszedł do mnie, zadowolony, że wszystko załatwił, spojrzałam na niego ze wściekłą miną.
- Lekarz zaraz przyjdzie. - powiedział.
- Nie nienawidzę cię. - syknęłam.
- Czyli, że mnie lubisz. - uśmiechnął się.
- Nie. - założyłam ręce na piersi i oparłam się. Po chwili stał przed nami lekarz. Razem z pielęgniarką zabrali mnie na salę. Tam coś się działo, ale nie pamiętam co. Wiem, że lekarz dał mi jeszcze jakieś leki, a babka wbiła mi igłę, czytaj była to szczepionka.
- Powiedziałaś komuś o chorobie? - zapytał się mnie lekarz piszą coś w mojej karcie.
- Yhm, nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dlaczego? - spojrzał się na mnie i poprawił okulary.
- Bałam się. Nie chcę żeby ktoś wiedział.
- A rodzina? Matka? Siostra? - zapytał, a ja pokiwałam głową na ' nie '. - Pani Smith, proszę zawołać tego chłopaka co jest z Maddie.
- Po co on?! - poderwałam się z miejsca.
- Bo jest potrzebny. - odpowiedział mi lekarz. W tym samym czasie przyszedł Nathan z pielęgniarką.
- Coś się stało, doktorze? - zapytał.
- Nie. Możemy już iść? - odpowiedziałam za lekarza.
- Proszę się uspokoić. - upomniał mnie. - Pani Curtis jest dla pana kim? - dodał.
- Przyjaciółką. - odpowiedział Nath. Coś czuję, że ta rozmowa dąży do ujawnienia mojej choroby.
- Yhm, dobrze. - znów poprawił swoje okulary. - Pana przyjaciółka ma chorobę. Kiedy była po wypadku w szpitalu, wykryliśmy ją.
- Przepraszam, chyba nie rozumiem. Jak to chorobę? Jaką? - przerwał mu Nath.
- Ja mu wszystko wyjaśnię. - westchnęłam. Nathan spojrzał się na mnie. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Spojrzałam na Natha. - Idziesz? - Chłopak wstał. Wyszliśmy. Chciałam od razu pójść do samochodu, ale Nath mnie zatrzymał.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś chora? - wyszeptał.
- Nie chciałam. - odpowiedziałam.
- Mi mogłaś powiedzieć.
- Wiem.
- To czemu tego nie zrobiłaś? - dopytywał się.
- Bo nie chciałam.
Westchnął. Poszliśmy do samochodu. Wsiedliśmy do niego. Przez chwilę Nath nie ruszał. Spojrzałam się na niego. Zapytał się mnie na co jestem chora. Odpowiedziałam mu. ' Zamknął ' twarz w dłoniach.
- Możemy już jechać? - zapytałam po chwili. Nath bez słowa ruszył. Jednak nie jechał w stronę domu. - Gdzie ty jedziesz? - zapytałam. Nie odpowiedział. Jechał dalej. Nagle skręcił w boczną uliczke, która prowadziła do lasu. Nie odzywałam się. Czekałam aż się zatrzyma. Po kilku minutach tak się stało. Staliśmy samochodem pośród drzew. Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie. On na mnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo.
Nathan szedł powoli w głąb lasu. Próbowałam się go spytać co robi. Nic to nie dawało.
Zatrzymał się nagle. Nie zauważyłam tego i wpadłam na niego.
- Ugh. Co ty robisz? - powiedziałam w miarę spokojnie.
- Teraz ty mi wyjaśnisz wszystko po kolei . Zaczynając od wypadku. Jak to się w ogóle stało, że znalazłaś się pod kołami tego samochodu? - zapytał patrząc na mnie. Westchnęłam i usiadłam na trawie. Zaczęłam mu opowiadać.
Kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam, że jest tata z tą swoją nową dziewczyną. Nie chciałam ich oglądać dlatego zostałam na dole z Megan. Siedziałyśmy dopóki nie usłyszałyśmy jak ktoś zbiega ze schodów. Był to ojciec. Musieli się z mamą znów pokłócić. Za nimi zbiegała Danielle. Potem tak to się stało, że matka powiedziała nam o tym, że wyjeżdżamy do Polski i że rozwodzi się z tatą. Tą pierwszą przyjęłam okropnie, bo przywiązałam się do tego miejsca i do ludzi żyjących tu. Nie chciałam wyjeżdżać. Chciałam tu zostać. Wybiegłam z domu. Nie zobaczyłam nadjeżdżającego samochodu. Usłyszałam tylko pisk opon i tyle. Obudziłam się w szpitalu, zresztą jak wiesz. Kiedy was nie było, lekarz powiedział mi o tej chorobie. Nie chciałam nikomu mówić, bo nie chciałam abyście się nade mną użalali czy coś. Chciałam ze spokojem odejść z tego świata. Teraz ty wiesz, ale nie mów nikomu innemu. Nie chcę aby ktoś wiedział. Nawet rodzina...
Skończyłam mu opowiadać. Cały czas na mnie patrzył.
- Dlaczego to wszystko? Dlaczego nie chciałaś powiedzieć nawet mi? - zapytał się mnie.
- Bo nie chciałam. Nie słuchałeś?!
- Słuchałem. - odeszłam od niego.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam w końcu. On podszedł do mnie i powiedział.

_____________________________

A co powiedział, to jeszcze nie wiem ^^ Taki rozdział przed kolejnym zabraniem się do czytania ' Krzyżaków ' -,- Boże, ratuj! Omawiamy to już, ale ja dopiero teraz czytam ;D Zawsze spoko xD
11 KOMENTARZY POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM?! Czy ja śnię? ;o Jesteście wspaniali, no! ♥ Jak tu takich osóbek nie kochać? :3
Jednak prosiłabym aby Anonimy podpisywały się ;)
Co do waszych blogów... Przepraszam was jeśli nie zobaczyliście jeszcze komentarza pod swoimi rozdziałami, ale na telefonie nie mogę dodawać, a z reguły czytam właśnie tam. Staram się nadrabiać komentowanie w weekendy, ale nie zawsze mi to wychodzi :c Jednak wiedzcie, że czytam regularnie wasze blogi i nie mam zamiaru przestać! :D
Teraz 10 kometarzy = NOWY ROZDZIAŁ :D
Do napisania ♥

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 14

MEGAN
Od wypadku minął równy tydzień. Maddie trzyma się świetnie! Codziennie ją odwiedzałam. A jutro już wychodzi.
Dzisiaj jedząc śniadanie, zapytałam się mamy o powrót do Polski.
- Nie wracamy. Ciocia pozwoliła nam u siebie zamieszkać. - odpowiedziała mi.
- A co z rozwodem? Przecież musisz być.
- Tak wiem. Dlatego ja wylecę na kilka dni, a potem wrócę. - wzruszyła ramionami.
- Mamo, mamo, mamo! - Paul wpadł do kuchni z krzykiem.
- Co się stało? - wtulił się w mamę.
- Potwór jest w moim pokoju. - zasłonił twarz dłońmi. Wywróciłam oczami.
- Pójdę zobaczyć. Idziesz ze mną, Paul? - zaśmiałam się. Paul pokiwał głową na " nie ". - A powiesz mi gdzie jest ten potwór?
- Za szafą. - odpowiedział.
- Co ty robiłeś za szafą? - spytała się mama, a ja zaśmiałam.
- Szukałem mojego samochodu. - odpowiedział.
Poszłam na górę. Weszłam do pokoju brata. Rozejrzałam się. Zajrzałam za szafę. Nic tam nie było. " Wyszłam " z szafy. Spojrzałam na ścinę, a tam... Pająk :o Ogromny! Złapałam pierwszą lepszą rzeczy i zabiłam go. I'm SuperWoman ^^ Dumna wyszłam z pokoju.
- Juuż!!! - krzyknęłam i skierowałam się do swojego królestwa. Stamtąd wzięłam torbę. Przełożyłam ją przez ramię i zbiegłam po schodach. Z kuchni wzięłam jabłko. Pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu. Szłam wolnym krokiem. Wcale nie spieszyło mi się do szkoły. Wcale, a wcale.
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam.
- Halo?
- Megan, jesteś w domu? - usłyszałam w słuchawce głos Mad.
- Em, nie. A co? - zapytałam zdziwiona.
- Bo mnie właśnie wyganiają ze szpitala.
- Jak to? - zatrzymałam się.
- No tak to! Siedzę na korytarzu, bo już mnie wypisali.
- Ee, to czekaj. Skoczę po... Maxa? - zapytałam się siebie, kiedy zobaczyłam znany mi samochod, a w nim mojego sąsiada. - Czekaj na mnie! - rozłączyłam się i zaczęłam biec za samochodem. Po drodze dzwoniłam do Maxa. Odebrał.
- Maximilianie George, możesz się cofnąć? - zapytałam.
- Co?
- Jedziesz samochodem, cofnij się, bo nie mam siły cię gonić. - w tej chwili usłyszałam pisk opon. Po chwili Max był już koło mnie. - Szybki jesteś. - zaśmiałam się.
- A więc? Po co miałem się cofnąć? - uśmiechnął się.
- Jedziemy do szpitala. - oznajmiłam.
- Czemu?
- Maddie już wychodzi.
- Ale miała jutro zostać wypisana. - zdziwił się.
- Tak wiem, ale najwidoczniej wypuścili ją wcześniej.
- Czyli kierunek szpital?
- Tak. - zaśmiałam się.
Max ruszył. Jechaliśmy dość szybko, dopóki nie stanęliśmy w korku. Oparłam głowę o zagłówek.
- A czy ty nie powinnaś być w szkole? - zapytał po chwili Max.
- Ee, nie. - odpowiedziałam szybko.
- Ehe. Nie ładnie to tak na wagary chodzić.
- Teraz Maddie jest ważniejsza niż szkoła. - wypięłam mu język.
Dojechaliśmy do szpitala. Na korytarzu siedziała Mad. Podeszliśmy do niej. Max wyściskał ją jakby nie widział jej z 10 lat, a wczoraj przecież tu był.
- Jedziemy? Chcę już do domu. - Maddie zaczęła marudzić.
- Ej, co ty taka? - zatrzymałam ją, kiedy ruszała w stronę wyjścia.
- A jaka mam być? Puść mnie. - wyrwała mi się. Spojrzałam się na Maxa. On stał z otwartą buzią i nie wiedział co powiedzieć. Poszliśmy za nią. Wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę do domu się nie odzywaliśmy, tylko ja z Maxem spoglądaliśmy na siebie.
Gdy dojechaliśmy, naszym oczom ukazał się Tom latający w samych bokserkach, a za nim Jay - ubrany - ze spodniami i koszulką Toma. Albo na odwrót xD Zaśmiałam się pod nosem. Kiedy odwróciłam się w stronę Mad, jej tam nie było. Pewnie poszła już do domu, pomyślałam. Zastanawiam się, co ją ugryzło, że tak się zachowuje. Ewidentnie widać, że nie ma humoru. Tylko dlaczego?
Pożegnałam się z Maxem i podziękowałam mu. Potem skierowałam się do domu. Zobaczyłam, że pod drzwiami siedzi Maddie.
- Nie ma nikogo. - powiedziała, kiedy podeszłam.
- To będziemy tu siedzieć. - oparłam się o ścianę.
- O nie, ja idę do chłopaków. A ty lepiej idź do szkoły. - Maddie wyszczerzyła się i poszła do chłopaków. Westchnęłam. Usiadłam na schodach. Głowę oparłam o ręce. Co tej dziewczynie odbiło?! Nigdy się tak nie zachowywała.
- Meg? Nie idziesz do szkoły? - usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos. To był Noah. Szedł razem z Ronnie.
- Nie mam ochoty. - odparłam i podeszłam do nich.
- Ej, co się stało? - dziewczyna puściła rękę Noah i podeszła do mnie.
- Eh, Maddie wyszła dziś ze szpitala. - powiedziałam wkońcu.
- To chyba dobrze. - zdziwił się Noah.
- Może byłoby dobrze, gdyby nie zachowywała się jak nie wiem co. - założyłam ręce na krzyż.
- To znaczy? - dopytywała się Ronnie.
- No a jak można się dziwnie zachowywać? Wiecie co? Chodźmy już. - ruszyłam, a oni za mną.
Szliśmy wolnym krokiem, nie rozmawiając. Kopałam jakiś kamyk. W pewnej chwili dostała nim jakaś babka.
- Przepraszam. - wymamrotałam. Nagle skojarzyłam kto to jest. This is moja babka od matmy -,- Tylko tego brakowało. Przeprosiłam jeszcze raz i uciekłam.
W szkole jak to w szkole. Nudy. Zarobiłam dziś dwie jedynki. Nie miałam ochoty wracać do domu. Wiedziałam, że będę musiała znosić humorki Maddie. Dlatego poszłam do Ronnie. A z nami Noah.
U niej nikogo nie było. Wlaczylismy telewizor. Razem z Ronnie poszłam do kuchni przygotować coś do jedzenia, s Noah został w salonie.
Podczas przygotowywania, nie rozmawialiśmy. Jednak kiedy Ronnie powiedziała mi coś, czego nie chciałabym usłyszeć, rozgadalysmy się.
- I nie wiem co mam zrobić. Nie kocham już go, ale nie chcę go skrzywdzić. - westchnęła.
- Czekaj, czekaj. Ile to już trwa? - zapytałam.
- Co trwa?
- To twoje " nie kochanie ".
- Miesiąc. - odpowiedziała.
- Co?! Na twoi  miejscu nie ukrywałabym tego, tylko powiedziala mu. Zostawię was. Pogadacie sobie. - wyszłam z kuchni. Pożegnałam się z Noah i wyszłam.
Nie wiedziałam gdzie mam iść. Poszłam więc do najbliższego centrum.

MADDIE

Dalej nie wierzę, że jestem chora. I nie chora, że kaszelek i katarek. Poważnie chora! Mogę umrzeć, a nie chcę tego. Przez tyle lat żyłam w nieświadomości, a teraz? Teraz kiedy dowiedziałam się, że jestem chora, moje życie nabrało szarych barw. Mogłam zginąć pod kołami tego samochodu. Ale Bóg chciał inaczej. Dał mi życie, a wraz z nim chorobę. Tężec. Kto to wymyślił?! Czemu to akurat mnie się przytrafiło? Życie jest do bani... Teraz będę korzystać z życia, dopóki nie opuszczę tego świata.
Moje rozmyślania przerwałam, kiedy doszłam do domu chłopaków. Zapukałam i czekałam aż ktoś mi otworzy. Tak się stało. W drzwiach zobaczyłam Avę. Tylko tego brakowało, pomyślałam.
- Już cię wypuścili z psychiatryka? - zaśmiała się.
- Możesz mnie wpuścić. - starałam się nie zwracac uwagi na docinki z jej strony.
- Po co?
- Bo chcę. - chciałam się przecisnąć, ale ta nie pozwoliła mi.
- To, że chcesz nie znaczy, że możesz. - w tym samym czasie, za jej plecami dostrzegłam, bardzo dobrze znane mi loczki. Uśmiechnęłam się i zawołałam Jaya. Od razu do nas podszedł. Opieprzył Avę, a mnie wpuścił do środka. Przywitaliśmy się. Potem chłopak zaczął się mnie wypytywać, czemu jestem tak wcześnie. Powiedziałam mu wszystko. Nie wspomniałam mu o chorobie. Nie mam zamiaru nikomu mówić.
- Maddie? - usłyszałam za sobą głos Nathana, a po chwili byłam już w jego ramionach. - Co ty tu robisz tak wcześnie? Myślałem, że jeszcze zostajesz.
- Ale się zmieniło. - uśmiechnęłam się i oderwałam od chłopaka.
- Dobra, to wy tu sobie gadu gadu, a ja lecę. - wtrącił się Jay.
- Gdzie idziesz? - zapytałam się go.
- Do kumpla. Musimy coś załatwić. - puścił mi oczko. - Do zobaczenia. - wyszedł z domu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Nath.
- Ym, chyba nie. - zaśmiałam się. Chłopak poszedł do kuchni, a ja za nim.
- Ja i tak ci zrobię. Herbata czy kawa?
- Herbata. - uśmiechnęłam się. Niedługo po nas w kuchni zjawiła się Ava. Mój uśmiech od razu znikł. Na szczęście długo w kuchni nie zabalowała, bo też musiała gdzieś iść. To i lepiej dla mnie. Nie przepadam za tą dziewczyną. Ona za mną też. Wydaje się być fałszywa. I zapewne taka jest. Ale co ja się będę nią przejmować? Mam inne problemy. Właśnie... Inne.
Mam ochotę powiedzieć Nathanowi o tym, ale z drugiej strony nie chcę go martwić. Nie chcę aby się mną przejmował. Może z czasem się dowie? Na razie zatrzymam to tylko dla siebie. Nie powiem nawet mamie. Nikomu.
Lekarz zgodził się, abym sama powiedziała o tym rodzinie.
Nagle coś zarwało mnie w szyi. Pisnęłam z bólu. Nathan natychmiast podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - zapytał przerażony.
- Nic takiego. Zwykły skurcz. - sztucznie się uśmiechnęłam. - Zawsze tak mam.
- Maddie, jak coś się dzieje to powiedz mi. - spojrzał na mnie tymi swoimi tęczówkami.
- Nic się nie dzieje, Nath.
- Yhm. Wiesz, że teraz musisz na siebie uważać?
- Nathan, nie jestem dzieckiem. - zaśmiałam się.
- Tak wiem. - spuścił głowę. - Nawet nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłem jak byłaś w szpitalu. - dodał.
- Ale już mnie tam nie ma. Jestem teraz z wami. Z tobą. Wszystko już jest dobrze. - uśmiechnęłam się.
-Mam nadzieję.
Nie chciałam go okłamywać, ale musiałam. Nie powinien przejmować się mną.

____________________________

Nie wypowiadam się ; x Gorszego nie było... A nie. Były. :D
Mały problem z wybraniem choroby xD Dzięki Julia za pomoc :D Nie wpadłabym na to ^^
Dziękuje wam za 10 komentarzy pod ostatnim rozdziałem ♥ Nie wierzę, że czytacie te moje wypociny ;) I nie wierzę, że wam się podobają :P
Kolejną rzeczą jest zmiana wyglądu ^^ Będę musiała coś wymyślić, bo nie mam pojęcia jak blog ma wyglądać. :c Może jeszcze dzisiaj mi się to uda, ale nie wiem czy wyjdzie mi to na dobre. Może ktoś mi podpowie jak blog ma wyglądać? Byłabym wam ogromnie wdzięczna, bo jak wcześniej wspomniałam, ja nie mam pojęcia :c
Ale trzeba żyć dalej :D Wprowadzamy nową zasadę? 10 komentarzy = Nowy rozdział? ^^ Taka mi się wydaje lepsza :D
I tak jak zwykle... Jak są błędy to przepraszam. Część pisana była na telefonie, a część na komputerze ;)


Nie będę was już dłużej zanudzać :3 Do napisania ♥