Autorka:
- Magic
- "Papiery nigdy nie mówią całej prawdy o człowieku." Twitter: @Magdab_1998
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział 19
Maddie
Patrzyłam się w stronę Avana z dobre kilka sekund. Nie chciałam go tu, ale z drugiej strony cieszyłam się, że martwi się mną ktoś inny niż Nath. Fakt, pogodziliśmy się, ale i tak moje zaufanie co do niego jest niższe niż kiedyś. Nie chciałam żeby wiedział o mojej chorobie. Boję się, że może komuś o tym powiedzieć, a nie chcę żeby wszyscy wiedzieli. Nie chcę żeby nikt wiedział, ale co? Nie wyszło mi to...
- Możemy porozmawiać? - powiedział cicho Avan. Spojrzałam się na Nathana i poprosiłam, aby zostawił nas sam. Chłopak ciepło się uśmiechnął i wyszedł. Avan podszedł bliżej, a po chwili siedział na miejscu Natha. Oparłam się o ścianę i odwróciłam wzrok. Nie wiem czemu, ale nie chciałam z nim rozmawiać o niczym. Nawet zwykłe i głupie tematy.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Tak jak widać. - prychnęłam.
- Jak tu trafiłaś?
- Chyba nie powinno cię to interesować. - spojrzałam na niego.
- Co ci się stało? Jesteś strasznie ...
- Jaka? - przerwałam mu.
- Chamska. - wymamrotał. Podniosłam się i przysunęłam do niego.
- Po czym to wywnioskowałeś? - powiedziałam przez zęby.
- Po twoim zachowaniu. - podniósł się.
- Skoro tak twierdzisz to czemu jeszcze tu jesteś? Czemu jeszcze się ze mną zadajesz, skoro uważasz, że jestem chamska. Szczerze? Nie będę za tobą płakać! - ostatnie słowa wykrzyczałam. Czułam gulę w gardle. Chciało mi się płakać, ale starałam się być twarda.
- Dobrze, od dziś nie znam kogoś takiego jak ty. Chciałem odbudować nasze relacje, ale jak widać, nie jest mi to dane. Cześć. - powiedział i wyszedł. Patrzyłam w miejsce, w którym stał jeszcze przed chwilą. Zaczęłam płakać. Kolejny raz. Kolejny raz to samo. Kolejna kłótnia z nim. Znam go krótko, ale pokochałam go jak brata, a teraz? Straciłam go. Zresztą... Pierwsza kłótnia, to jego wina. Druga... Już moja... Jestem głupia!
Położyłam się z powrotem. W tej samej chwili do sali wszedł zdziwiony Nath, a tuż za nim moja mama. Chłopak spytał się mnie, nie wydając z siebie żadnych dźwięków, co się stało jak był tu Avan. Takim samym sposobem powiedziałam, że później mu powiem. Natomiast moja mama poinformowała mi, że wyjeżdża z Londynu na 2 miesiące, aby na zawsze " skończyć " z tatą. Z jednej strony cieszyłam się, że w końcu się to skończy, ale z drugiej strony będzie ciężko. Obiecałam jej, że będę każdego dnia do niej dzwonić, a kiedy wróci zamieszkamy w nowym domu, który ona znajdzie jak będzie w Polsce. Cieszę się, że nie zrezygnowała z Londynu, tylko dlatego, że nasz tata tak ją okłamał. Cieszę się, że będziemy mogli tu zostać.
Po godzinie zostałam sama z Nathanem. Moja mama jutro musi stawić się na lotnisku o 7 rano, więc musi się wyspać.
- Jak się czujesz? - po raz kolejny tego dnia usłyszałam to pytanie.
- Chyba dobrze. - uśmiechnęłam się do szatyna. On również to zrobił.
- Maddie, co się stało jak był tu Avan? - no tak... Miałam mu powiedzieć. Westchnęłam i zaczęłam mu opowiadać. Z każdym moim słowem, jego oczy robiły się coraz większe. Kilka ostatnich słów wypowiedziałam przez łzy. Nathan zauważył to i wytarł je opuszkami palców.
- I ot cała historia. - uśmiechnęłam się z przymusu.
- Czekaj... Czegoś tu nie rozumiem. - spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem. - Pogodziłaś się z nim po tym jak wraz z resztą obgadywał cię, tak? - przytaknęłam. - Jednak ty masz do niego mniejsze zaufanie i nie chciałaś aby tu był, więc dlatego tak jakby go wygoniłaś.
- Nie wygoniłam go. - zaprzeczyłam słowom Nathana.
- No dobra... To jak mam to nazwać? Dałaś mu do zrozumienia, że nie chcesz go widzieć?
Zaśmiałam się na słowa Nathana.
- Tak, można to tak nazywać. - on też się zaśmiał. - Ale czego ty tu niby nie rozumiesz? - zapytałam wzruszając ramionami.
- Sam już nie wiem.
- Uznajmy, że nie ma w moim życiu żadnego Avana. Tak będzie najlepiej.
Do sali wszedł lekarz. Był uśmiechnięty.
- Panno Curtis, mam dla pani bardzo dobrą wiadomość.
- Ym, to ja może na chwilę wyjdę. - powiedział Nath i powoli skierował się do wyjścia, ale powstrzymał go lekarz.
- Niech pan zostanie. - uśmiechnął się, a Nath zrobił to co lekarz kazał. - Maddie, właśnie otrzymałem twoje wyniki badań. Są one o wiele lepsze niż ostatnie. A wiesz co to znaczy? - pokiwałam głową na " nie ". - Oznacza to, że twoja choroba jest znacznie mniejsza. Zmalałaś dlatego, że małymi krokami " wychodzi " ona z ciebie. Jest to coś niesamowitego, bo pacjenci którzy chorują na tężca rzadko przeżywają. Ty jesteś tym wyjątkiem, który miał niegroźny rodzaj choroby. Jednakże nie znikła ona całkowicie. Będziesz mogła zemdleć, albo po prostu czuć się źle całymi dniami, jeszcze kilka razy. Może to nawet potrwać miesiąc, albo i dłużej. Tu są twoje badania. Jutro po południu będziesz mogła wyjść, a za dwa tygodnie proszę abyś przyszła na badania. - zakończył swój monolog. Podziękowałam mu, a on wszedł. Kiedy to zrobił, Nathan od razu do mnie podszedł. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Łzy szczęścia, tak samo jak z oczu Natha. Razem otworzyliśmy kopertę z wynikami. Spojrzelismy na nią, a potem na siebie. Nathan przytulił mnie do siebie. Zaczęłam jeszcze mocniej płakać i śmiać się przy tym. Nie wierzyłam w to co mówił lekarz, ani w to co widzę na tej zwyklej kartce. To było coś niesamowitego. Moja choroba mnie opuszcza.
Jednak jedno mnie dziwi... Tak szybko? Cóż... Lekarz powiedział, że był to niegroźny rodzaj. A jutro już będę mogła wyjść. Nie umiem opisać mojej radości.
Dochodziła już 20, więc Nathan musiał już iść. Obiecał mi, że jutro po mnie przyjedzie razem z... Kimś. Nie powiedział mi kto to. Będę miała o czym myśleć...
- Śpij już. - uśmiechnął się do mnie, przez chwilę jeszcze siedząc na moim łóżku.
- Eh, muszę? - zaśmiałam się.
- Tak musisz. - złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy. - Cieszę się, że już jest lepiej. - uśmiechnął się.
- Ja też. - również się uśmiechnęłam.
- Do jutra. - powiedział i cmoknął mnie w czoło. Wyszedł. Zostałam sama. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.
_______________________________________________________________________________________________________________
I takim oto sposobem jest rozdział ^^ Wgl nie miałam weny :C więc jak zawsze głupi jest :C
Wasze blogi postaram się nadrobić niedługo, ale niestety nie obiecuje. Praktycznie zawsze czytam rozdziały na komórce, co nie daje mi możliwości komentowania... A jeszcze te przeklęte egzaminy próbne... Cóż... Cieszę się, że już ostatni dzień ich będzie w poniedziałek :D Mam nadzieję, że mi pójdzie ;)
Po prostu nie wytrzymam i muszę się pochwalić, że byłam na spotkaniu z ROOM94 :D Nie żyje *-* Haha :D
Macie może TT ? :) Jak tak to podajcie swoje nazwy ;) Mój to @Magdab_1998
Do następnego, kochani <3
Ps: jak znów będzie napisane wszystko jednym ciągiem, to bardzo was przepraszam, ale pisałam na telefonie, więc wyszło tak jak widać ... Przepraszam :C
sobota, 6 kwietnia 2013
Rozdział 18
Megan
Siedzieliśmy w restauracji. Wygłupialiśmy się i rozmawialiśmy. Zupełnie zapomnieliśmy o tym, że nie ma z nami Maddie i Natha.
Dochodził już wieczór. Niebo przykryły ciemne chmury, które zwiastowały, że niedługo rozpęta się burza.
Wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Zapłaciliśmy i wyszliśmy z restauracji. Zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwania samochodu, którego nie mogliśmy znaleźć. Czyżby Nath go zabrał? Jay zadzwonił do chłopaka. Po chwili moje przypuszczenia, co do ukradzionego samochodu przez Natha, okazały się prawdziwe. Powinnam zostać detektywem.
- I jak my teraz wrócimy? - spytał lekko wkurzony Tom.
- Wiesz, jest jeszcze coś takiego jak autobus, metro i pociąg. - zaśmiałam się, kiedy moja kuzynka oświecała Toma.
- Głupi nie jestem. - oburzył się.
- To co wybieramy? Ja chcę metrem, bo dawno nie jechałem.- wyrwał się Max. wszyscy przystaliśmy na jego propozycję.
Poszliśmy w stronę metra. Po drodze kupiliśmy bilety. Na miejscu byliśmy kilka minut przed przyjazdem. Na szczęście zdążyliśmy.
Droga nie zajęła nam długo. Siedzieliśmy po tej samej stronie, wszyscy obok siebie. Ja, Camilia, Jay, Siva, Tom i Max. Nasz kochany łysolek cieszył się jak małe dziecko, że jedzie metrem. Tom i Siva rozmawiali na bardzo poważne tematy. Mianowicie na temat kto pierwszy ożeni się, i który z nich będzie jako pierwszy miał dziecko. Oczywiście Tom musiał się mądrzyć, że on i jego dziewczyna - Kelsey, której niestety nie miałam jeszcze przyjemności poznać - mają już plany na najbliższą przyszłość.
Jay siedział spokojnie i odpisywał fanom na Twitterze. Nie wiem gdzie on pod ziemią znalazł zasięg.
Natomiast ja z Camilą słuchałyśmy muzyki. Tak, zajęcie idealne. Kiedy piosenka Rihanny zmieniła się na piosenkę The Wanted, wpadłyśmy na genialny pomysł i zaczęłyśmy śpiewać.
The sun goes down
The stars come outAnd all that countsIs here and nowMy universe will never be the sameI'm glad you came.
Chłopcy spojrzeli się na nas, a po chwili zaczęli śpiewać. Wszyscy z metra, którzy znali tę piosenkę, śpiewali z nami. To było coś niesamowitego!
Kiedy piosenka dobiegła końca, Max zaczął od nowa śpiewać, a tuż za nim reszta. Całe metro huczało. W końcu dojechaliśmy. Wysiedliśmy. Potem razem wyszliśmy na zewnątrz, a tam... Padało.- Zabiję Natha! Przez niego będę mokry. - oburzył się Siva.- Twe włoski się popsują. - poklepałam mulata po ramieniu. - Do zobaczenia, chłopaki. - pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.Razem z Cam szybko doszliśmy do domu.
- Jesteśmy. - poinformowałam moją mamę, która siedziała w kuchni. - Jak tam Maddie? - dodałam.
- A co ma z nią być? Przecież była cały czas z wami. - moja mama spojrzała na nas przestraszonym wzrokiem. - Gdzie ona jest?
Opowiedziałam jej, że wyszła razem z Nathanem, bo źle się poczuła. Wszyscy myśleli, że chłopak zawiózł ją do domu, ale jednak się mylili.
- Zadzwonię do niego. - powiedziałam i pobiegłam na górę, przy okazji wybierając numer Nathana. Czekałam chwilę, ale po chwili odebrał. Od razu spytałam się go gdzie jest moja siostra. Nath jąkał się, nie wiedział co ma powiedzieć. Coś ukrywa.
- Powiedz mi! - krzyknęłam do słuchawki.
- Maddie jest w szpitalu. - odpowiedział. Zdziwiona, a zarazem przestraszona, rozłączyłam się. Zbiegłam na dół i powiedziałam mamie co i jak. Ta kazała mi zostać, a sama pojechała do szpitala. Chciałam jechać, ale powiedziała wyraźnie, że mam zostać.
Zostałam...
Nathan
Telefon od Megan zdziwił mnie, a zapytanie o Maddie jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale nie mogłem też oszukiwać jej rodziny. Powiedziałem, że jej siostra jest w szpitalu. Teraz muszę tylko czekać na to, aż Megan zagości w szpitalu.
Siedziałem przy łóżku Maddie. Boję się o nią. Zapomniała leków, to najgorsze co mogła zrobić.
Leżała na łóżku bez ruchu, " podłączona " do kroplówki i innych sprzętów. Jej serce biło spokojnie... Ten dźwięk wydobywający się z kardiogramu, uspokajał mnie. Uspokajało mnie bicie jej serca.
Nagle do pomieszczenia weszła mama Maddie. Poderwałem się z miejsca i skierowałem w jej stronę.
- Czemu nie poinformowałeś mnie, że moja córka jest w szpitalu?! - podeszła do łóżka dziewczyny, a ja zacząłem się tłumaczyć. - Co z nią jest? Co to za leki? - wskazała na szafkę, na której leżały leki.
- To jest... Z Maddie wszystko w porządku... Tak mi się wydaje. - odpowiedziałem zmieszany. W tym momencie zaczęła się budzić Maddie. Bez zastanowienia pobiegłem po lekarza. Niestety nie udało mi się go znaleźć, dlatego złapałem innego. Poszedł ze mną do sali, w której znajdowała się Maddie.
" Rozbudził " ją do końca. Na szczęście znał historię jej choroby. Od razu po przebudzeniu kazał wziąć leki, a potem wyszedł.
Maddie wzięła leki. Jej mama zajęła moje poprzednie miejsce, a ja oparłem się o ścianę. Dziewczyna spojrzała się na mnie. Uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Dziecko, jak ty się tu znalazłaś? - zapytała się jej mama. Maddie westchnęła i zaczęła opowiadać. Z każdym słowem kobieta coraz bardziej była przerażona. Jednak kiedy dowiedziała się o chorobie, była zła na nas, że jej nie powiedzieliśmy, ale zarówno była i smutna, że to jej córce przytrafiło się to.
Maddie i ja tłumaczyliśmy jej, że chcieliśmy powiedzieć, ale nic to nie dawało. Jej matka, dalej stała murem przy swoim zdaniu.
Wyszła porozmawiać z lekarzem. Zostałem tylko ja i Maddie. Usiadłem na brzegu łóżka i chwyciłem jej dłoń.
- Wiedziałam, że kiedyś się dowie. - dziewczyna z pozycji leżącej, zmieniła na siedzącą.
- To czemu jej nie powiedziałaś?
- Bałam się. Zresztą... Wystarczyło, że ty wiedziałeś. - westchnęła. Przytuliłem ją do siebie. Trwaliśmy długo przytuleni do siebie, kiedy nagle do pomieszczenia przyszedł niespodziewanie Avan. Spojrzeliśmy na siebie razem z Maddie.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała się go.
- Megan mi powiedziała.
_______________________________________
Hyhy ^^ I znów krótszy ;DD
Mam nadzieję, że wam się podoba ;) Jak nie, to przepraszam ;D
Jak coś jest nie logiczne... To też przepraszam ^^
Co się stało, że pod oststnim rozdziałem było tylko 5 komentarz? :C Oczywiście, cieszę się, że chociaż tyle osób przeczytało, ale oczywiście też jest mi smutno, że tak mało ;C
Tak, że ten tego... I tak was kocham ;3
Do nn <3
Siedzieliśmy w restauracji. Wygłupialiśmy się i rozmawialiśmy. Zupełnie zapomnieliśmy o tym, że nie ma z nami Maddie i Natha.
Dochodził już wieczór. Niebo przykryły ciemne chmury, które zwiastowały, że niedługo rozpęta się burza.
Wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Zapłaciliśmy i wyszliśmy z restauracji. Zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwania samochodu, którego nie mogliśmy znaleźć. Czyżby Nath go zabrał? Jay zadzwonił do chłopaka. Po chwili moje przypuszczenia, co do ukradzionego samochodu przez Natha, okazały się prawdziwe. Powinnam zostać detektywem.
- I jak my teraz wrócimy? - spytał lekko wkurzony Tom.
- Wiesz, jest jeszcze coś takiego jak autobus, metro i pociąg. - zaśmiałam się, kiedy moja kuzynka oświecała Toma.
- Głupi nie jestem. - oburzył się.
- To co wybieramy? Ja chcę metrem, bo dawno nie jechałem.- wyrwał się Max. wszyscy przystaliśmy na jego propozycję.
Poszliśmy w stronę metra. Po drodze kupiliśmy bilety. Na miejscu byliśmy kilka minut przed przyjazdem. Na szczęście zdążyliśmy.
Droga nie zajęła nam długo. Siedzieliśmy po tej samej stronie, wszyscy obok siebie. Ja, Camilia, Jay, Siva, Tom i Max. Nasz kochany łysolek cieszył się jak małe dziecko, że jedzie metrem. Tom i Siva rozmawiali na bardzo poważne tematy. Mianowicie na temat kto pierwszy ożeni się, i który z nich będzie jako pierwszy miał dziecko. Oczywiście Tom musiał się mądrzyć, że on i jego dziewczyna - Kelsey, której niestety nie miałam jeszcze przyjemności poznać - mają już plany na najbliższą przyszłość.
Jay siedział spokojnie i odpisywał fanom na Twitterze. Nie wiem gdzie on pod ziemią znalazł zasięg.
Natomiast ja z Camilą słuchałyśmy muzyki. Tak, zajęcie idealne. Kiedy piosenka Rihanny zmieniła się na piosenkę The Wanted, wpadłyśmy na genialny pomysł i zaczęłyśmy śpiewać.
The sun goes down
The stars come outAnd all that countsIs here and nowMy universe will never be the sameI'm glad you came.
Chłopcy spojrzeli się na nas, a po chwili zaczęli śpiewać. Wszyscy z metra, którzy znali tę piosenkę, śpiewali z nami. To było coś niesamowitego!
Kiedy piosenka dobiegła końca, Max zaczął od nowa śpiewać, a tuż za nim reszta. Całe metro huczało. W końcu dojechaliśmy. Wysiedliśmy. Potem razem wyszliśmy na zewnątrz, a tam... Padało.- Zabiję Natha! Przez niego będę mokry. - oburzył się Siva.- Twe włoski się popsują. - poklepałam mulata po ramieniu. - Do zobaczenia, chłopaki. - pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.Razem z Cam szybko doszliśmy do domu.
- Jesteśmy. - poinformowałam moją mamę, która siedziała w kuchni. - Jak tam Maddie? - dodałam.
- A co ma z nią być? Przecież była cały czas z wami. - moja mama spojrzała na nas przestraszonym wzrokiem. - Gdzie ona jest?
Opowiedziałam jej, że wyszła razem z Nathanem, bo źle się poczuła. Wszyscy myśleli, że chłopak zawiózł ją do domu, ale jednak się mylili.
- Zadzwonię do niego. - powiedziałam i pobiegłam na górę, przy okazji wybierając numer Nathana. Czekałam chwilę, ale po chwili odebrał. Od razu spytałam się go gdzie jest moja siostra. Nath jąkał się, nie wiedział co ma powiedzieć. Coś ukrywa.
- Powiedz mi! - krzyknęłam do słuchawki.
- Maddie jest w szpitalu. - odpowiedział. Zdziwiona, a zarazem przestraszona, rozłączyłam się. Zbiegłam na dół i powiedziałam mamie co i jak. Ta kazała mi zostać, a sama pojechała do szpitala. Chciałam jechać, ale powiedziała wyraźnie, że mam zostać.
Zostałam...
Nathan
Telefon od Megan zdziwił mnie, a zapytanie o Maddie jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale nie mogłem też oszukiwać jej rodziny. Powiedziałem, że jej siostra jest w szpitalu. Teraz muszę tylko czekać na to, aż Megan zagości w szpitalu.
Siedziałem przy łóżku Maddie. Boję się o nią. Zapomniała leków, to najgorsze co mogła zrobić.
Leżała na łóżku bez ruchu, " podłączona " do kroplówki i innych sprzętów. Jej serce biło spokojnie... Ten dźwięk wydobywający się z kardiogramu, uspokajał mnie. Uspokajało mnie bicie jej serca.
Nagle do pomieszczenia weszła mama Maddie. Poderwałem się z miejsca i skierowałem w jej stronę.
- Czemu nie poinformowałeś mnie, że moja córka jest w szpitalu?! - podeszła do łóżka dziewczyny, a ja zacząłem się tłumaczyć. - Co z nią jest? Co to za leki? - wskazała na szafkę, na której leżały leki.
- To jest... Z Maddie wszystko w porządku... Tak mi się wydaje. - odpowiedziałem zmieszany. W tym momencie zaczęła się budzić Maddie. Bez zastanowienia pobiegłem po lekarza. Niestety nie udało mi się go znaleźć, dlatego złapałem innego. Poszedł ze mną do sali, w której znajdowała się Maddie.
" Rozbudził " ją do końca. Na szczęście znał historię jej choroby. Od razu po przebudzeniu kazał wziąć leki, a potem wyszedł.
Maddie wzięła leki. Jej mama zajęła moje poprzednie miejsce, a ja oparłem się o ścianę. Dziewczyna spojrzała się na mnie. Uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Dziecko, jak ty się tu znalazłaś? - zapytała się jej mama. Maddie westchnęła i zaczęła opowiadać. Z każdym słowem kobieta coraz bardziej była przerażona. Jednak kiedy dowiedziała się o chorobie, była zła na nas, że jej nie powiedzieliśmy, ale zarówno była i smutna, że to jej córce przytrafiło się to.
Maddie i ja tłumaczyliśmy jej, że chcieliśmy powiedzieć, ale nic to nie dawało. Jej matka, dalej stała murem przy swoim zdaniu.
Wyszła porozmawiać z lekarzem. Zostałem tylko ja i Maddie. Usiadłem na brzegu łóżka i chwyciłem jej dłoń.
- Wiedziałam, że kiedyś się dowie. - dziewczyna z pozycji leżącej, zmieniła na siedzącą.
- To czemu jej nie powiedziałaś?
- Bałam się. Zresztą... Wystarczyło, że ty wiedziałeś. - westchnęła. Przytuliłem ją do siebie. Trwaliśmy długo przytuleni do siebie, kiedy nagle do pomieszczenia przyszedł niespodziewanie Avan. Spojrzeliśmy na siebie razem z Maddie.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała się go.
- Megan mi powiedziała.
_______________________________________
Hyhy ^^ I znów krótszy ;DD
Mam nadzieję, że wam się podoba ;) Jak nie, to przepraszam ;D
Jak coś jest nie logiczne... To też przepraszam ^^
Co się stało, że pod oststnim rozdziałem było tylko 5 komentarz? :C Oczywiście, cieszę się, że chociaż tyle osób przeczytało, ale oczywiście też jest mi smutno, że tak mało ;C
Tak, że ten tego... I tak was kocham ;3
Do nn <3
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Rozdział 17
W kuchni zastałam Megan i Camilę, które rozmawiały o czymś. Jednak szybko zmieniły temat, kiedy pojawiłam się w pomieszczeniu. Nie zwróciłam zbytniej uwagi na to.
Zrobiłam sobie jeszcze jedną kanapkę i razem z nią poszłam do pokoju. Nogą zamknęłam drzwi, a potem zajęłam miejsce na łóżku. Rozglądałam się po pokoju, zajadając kanapkę. Kiedy znikła z talerza, zadzwonił mój telefon. Byłam przekonana, że dzwoni jeden z chłopaków, jednak myliłam się. Dzwonił Avan. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, dlatego nie odebrałam. " Dobijał " się kilka razy, ale za każdym odrzucałam połączenie.
Od czasu wypadku, a nawet i dłużej, nie widzieliśmy się, ani nie rozmawialiśmy. Cóż... Zobaczymy się jutro w szkole.
Kiedy telefon ucichł, podeszłam do półki, na której znajdowały się płyty. Zaczęłam je przeglądać. Nagle moim oczom ukazała się płyta The Wanted. Uśmiechnęłam się pod nosem. Postanowiłam jej posłuchać. Rozejrzałam się znów po pokoju. Tym razem w poszukiwaniu wieży. Jednak nie znalazłam jej.
Podeszłam do lapotopa, który stał na biurku i włączyłam go. Skoro nie ma wieży, to odsłucham na innym magicznym sprzęcie ^^
Kiedy lapotop się włączał, z opakowania płyty wyciągnęłam " książeczkę ", która była w niej umieszczona. Zaczęłam ją przeglądać.
I pomyśleć, że osobiście znam tych chłopaków. Że byli moimi sąsiadami, że są moimi przyjaciółmi, bo chyba mogę ich tak nazwać. Fakt, że troszkę więcej czasu spędzałam z Nathanem, ale to nie zmienia faktu, że kocham ich tak samo. Przeżyliśmy razem wiele i wiele przed nami...
Laptop się włączył. Włożyłam do niego płytę, a po chwili do moich uszu dobiegły pierwsze dźwięki Glad You Came. Zaczęłam podśpiewywać pod nosem. Nie mogłam nie zacząć tańczyć.
Kręciłam się wkoło i śpiewałam, dopóki do pokoju nie weszła Camila.
- Em, Maddie... - zaśmiała się po chwili.
- Po prostu uwielbiam tą piosenkę. - uśmiechnęłam się.
- Ja też. - weszła do pokoju i zamknęła drzwi. - Lubisz ich?
- Kogo? - zdziwiłam się.
- The Wanted. - uświadomiła mnie.
- Ym, tak.
- To piąteczka, siostro! - wystawiła w moją stronę rękę.
- Piąteczka. - zaśmiałam się. W tym samym czasie znów zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Jaya i jego imię.
- Skąd masz jego numer?! - usłyszałam za sobą.
- Długa historia. - odpowiedziałam i odebrałam telefon. - Co jest, Jay?
- Nic. - odpowiedział, a ja walnelam się dłonią w czoło.
- To po co dzwonisz?
- Masz jutro czas? Tak po twoich lekcjach.
- Tak, a co?
- Idziesz z nami w jedno miejsce?
- Jakie? Pizzeria? - zaśmiałam się.
- Ee, skąd wiedziałaś?
- Jestem jasnowidzem. Dobra, o której? - dopytywałam się.
- Po twoich lekcjach?
- Okej, to o 14. Przyjdźcie pod szkole.
- Dobra. O i weź Meg! - krzyknął do słuchawki. - A i weźcie coś na basen. - zaśmiał się.
- Na basen?! Nie chce mi się...
- To co? Idziesz!
- Uh, dobra. Ej, a może iść z nami moją kuzynka? - zapytałam trochę niepewna.
- No pewnie! - krzyknął. - Do zobaczenia.
- Pa. - rozłączyłam się.
Odwróciłam się do Cam. Powiedziałam jej co i jak, a ta zaczęła skakać po całym pokoju. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Dochodziła 21. Poszłam się wykąpać, a potem idę spać. Jutro wracam do szkoły. Nie fajnie... Ale bliżej niż dalej końca. :D Chcę już wakacje... Teraz natychmiast! Na szczęście jest już maj ( jak zmieniłam porę roku, to przepraszam, bo nie pamiętam czy pisałam czy nie c: ) więc jeszcze niecałe 2 miesiące.
Umyta udała się do pokoju, w którym była już Camila. Chciało mi się już spać, więc nie wydawałam się w rozmowę. Pożegnałam się z kuzynką i poszłam spać.
Następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika. Z niechęcią wstałam i wyłączyłam go. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ciuchy, w które miałam się ubrać. Potem udałam się do łazienki. Raz dwa się ubrałam. Dość szybko jak na mnie. Gotowa wróciłam do pokoju. Stamtąd wzięłam torbę, a potem zbiegłam na dół. Nie byłam głodna. Poinformowałam o tym mamę, która krzątała się w kuchni. Założyłam buty. Razem ze mną wyszła Cam.
Szłyśmy powolnym krokiem. Kuzynka cały czas wypytywała mnie się o chłopaków, a ja z uśmiechem na twarzy, opowiadałam jej. Z każdym słowem pojawiał mi się coraz większy uśmiech na twarzy.
Doszłyśmy do szkoły. Tam rozdzieliłyśmy się do swoich sal. Pod moją nikogo nie było, oprócz mnie i Avana. Tylko tego brakowało, pomyślałam.
Chłopak przywitał się ze mną.
- Cześć. - odpowiedziałam mu. Usiadłam na podłodze, na wprost ławki, którą on zajmował.
- Jak się czujesz? - zagadał.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- To dobrze. - nie odezwałam się potem do niego.
Zadzwonił dzwonek. Pod sale zaczęli się zbierać wszyscy z mojej klasy.
Coś mnie szturchnęło. Była to Margaret. Podła jędza. Odkąd wylałam na nią to picie, jest dla mnie taka. Zresztą co ja się będę przejmować... Mam inne problemy.
Przyszła babka od matmy. Wpuściła nas do klasy. Każdy zajął swoje miejsca. Niestety... Ławki były na trzy osoby. Mi przypadło siedzenie z Avanem i Ann. Ann jest okej, ale nie chciałam być w towarzystwie Avana. Może najlepiej będzie jak zajmę się matematyką.
- Zapiszcie temat. - po sali rozbiegł się głos pani Dankan. Każdy wykonał jej polecenie.
Po kilku minutach lekcji, zostałam " zaproszona " do tablicy. Naszczęście zadanie było łatwe, więc poradziłam sobie.
Wróciłam do ławki. Na moim zeszycie leżała kartka.
" Jesteś na mnie obrażona? " , przeczytałam. Bez zastanowienia odpowiedziałam Avanowi, że nie, a kartkę wyrzuciłam.
- To czemu tak się zachowujesz? - powiedział, kiedy wróciłam.
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać? A jakbyś nie pamiętał, to ja ci przypomnę, dlaczego jestem na ciebie obrażona. Nabijałeś się ze mnie, kiedy cała szkoła też. Kiedy Margaret wypuściła o mnie plotkę. Może i przeprosiłeś, ale ja tego nie zapomnę. Przyjaciel by tak nie zrobił. - skończyłam. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Przepraszam... Nie wiem co mi się wtedy stało...
- Nie interesuje mnie to. - mówiłam i przepisywalam z tabilcy przykłady. - Możemy się pogodzić, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spojrzał się na mnie, a ja na niego.
- Nie zrobisz mi nigdy więcej czegoś takiego. - uśmiechnęłam się.
- Pewnie. - na jego twarzy też zagościł uśmiech.
- Umowcie się po lekcjach! Teraz słuchać! - pani Dankan zwróciła nam uwagę. Oboje w tym samym czasie przeprosiliśmy.
Lekcje minęły szybko. Cały dzień spędziłam z Avanem. Cieszę się, że się pogodziliśmy.
Zbiegłam po schodach na dół. Przed wejściem czekała już Camila, a kilka metrów dalej stał Jay w okularach. Zaśmiałam się jak go zobaczyłam. Nie wiem czemu to zrobiłam.
- Idziemy? - zapytałam się kuzynki. Ta pokiwała głową na " tak ". Podeszłyśmy do Jaya. On od razu się z nami przywitał.
- A gdzie Meg? - dopytywał się.
- Zaraz przyjdzie.
- Okej. A przy okazji to jestem Jay. - chłopak przedstawił się Camili. Ona też zrobiła to samo.
- Gdzie najpierw idziemy? - zapytałam.
- Basen. - odpowiedział Jay.
- O nie. - zaśmiałam się.
Na Megan nie musieliśmy czekać długo. Od razu, kiedy do nas dołączyła, poszliśmy do samochodu. Jay usiadł za kierownicę, Meg obok niego, a ja i Camila z tyłu.
- Gdzie chłopaki? - zapytała się Jaya Megan.
- Są już na miejscu. - odpowiedział. Dojchaliśmy na miejsce. Faktycznie chłopaki czekali już na zewnątrz na nas. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy. To znaczy ja i ma rodzinka xd
Weszliśmy do środka. Tam Max podszedł po bilety czy coś tam, a my zajęliśmy miejsca na ławkach. Chłopaki, ja to chłopaki, zaczęli się wygłupiać. A ja z dziewczynami śmiałyśmy się z nich. W końcu Tom tak przesadził, że ochrona zwróciła nam uwagę. Tom grzecznie przeprosił, a potem znów mieliśmy napad śmiechu.
Przyszedł Max. Całą grupą udaliśmy się do szatni.
- Panie na lewo, panowie na prawo. - odezwał się poważnym głosem Jay. Każdy udał się w swoją stronę.
Gotowi wyszliśmy z szatni. Max wraz z Tomem od razu wskoczyli do basenu. Siva udał się na leżak, a Jay i Nath zaczęli się nam przyglądać.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę. - powiedziała Camila i wskoczyła do chłopaków. Została nas czwórka. Wymieniłam spojrzenia z Megan. W tym samym czasie poczułam jak coś, a raczej ktoś. Zaczęłam się wyrywać, kiedy cała nasza czwórka wylądowała w basenie. Chłopaki zaczęli się śmiać, a my na nich krzyczeć.
Zaczęliśmy się wygłupiać. Tom zaczął podtapiać Jaya, a Jay jego. Max poszedł z Meg na zjeżdżalnie, a ja z Nathanem oblewaliśmy się wodą, a razem z nami Cam. Nagle znów poczułam skurcz. Tym razem w szyi. Złapałam się za bolące miejsce.
- Pójdę usiąść. - poinformowałam ich.
- Coś się stało? - spytała mnie kuzynka.
- Nie nic takiego. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę brzegu.
- Czekaj, idę z tobą. - usłyszałam głos Natha. - Przepraszam. - to skierował do Cam. Ta mu przytaknęła.
Kiedy wyszliśmy, od razu poszłam na leżak. Usiadłam na nim, a Nath obok mnie.
- Boli... - wyjąkałam.
- Brałaś dziś leki? - zapytał, dotykając mojej szyi.
- Zapomniałam. - ściągnęłam jego rękę.
- Powinnaś teraz wziąć. Masz je przy sobie? - przytaknęłam.
- Pójdę po nie. - wstałam z leżaka. Nath zrobił to samo. Razem poszliśmy do szatni. Tam z mojej torby wyciągnęłam leki. Nathan podał mi wodę. Połknęłam kilka tabletek.
- Poczekamy chwilę? - zapytałam się go. On odpowiedział mi kiwnięciem głowy. Uśmiechnęłam się. Rozejrzałam się za jakimś ręcznikiem lub czymś, żeby się zakryć. Znalazłam moją bluzę. Założyłam ją na siebie i spojrzałam z uśmiechem na Nathana.
- Nadal cię boli? - dopytywał się.
- Już mniej. - ręką poprawiłam moje mokre włosy.
- Może chcesz wrócić do domu?
- Nie trzeba. Nie przesadzajmy, Nath. - zaśmiałam się.
- Ja nie przesadzam.
- No niee. - dźgnęłam go.
- Aua, to bolało. Nie ładnie... - pokiwał głową.
- Myślałam, że jesteś twardy jak skała. - znów się zaśmiałam.
- Bo jestem. - wstał i przyjął pozę SuperMena.
- Nie przekonało mnie to. - wypięłam mu język, a on mnie dźgnął. - Dobra, wracamy już? - mówiłam przez śmiech.
- Nie chce mi się. - usiadł obok mnie.
- To ty tu zostań, a ja idę leniu. - powiedziałam i rzuciłam na niego moją bluzę.
- Nie jestem leniem! - krzyknął i zaczął mnie gonić. Krzyknęłam, a po chwili obydwoje wylądowaliśmy w basenie.
- Gdzie wyście byli? - usłyszałam głos Maxa, który wypłynął tuż za mną.
- W szatni. - odpowiedziałam.
- Po co? - Tom śmiesznie poruszył brwiami.
- To ich sprawa. - zaśmiała się Megan.
- I ty też?!
- Ej... Jestem głodny. Idziemy już? - podszedł do nas Siva.
- Dopiero co przyszliśmy! - dostał od Toma w tył głowy.
- To ja już idę. - odwrócił się i wyszedł z basenu.
- Fochnęła się dziecina. - zaśmiał się Tom. - Kto idzie ze mną na zjeżdżalnie?
- Ja! - wyrwałam się. Wskoczyłam Tomowi na plecy i poszliśmy. Na górze były dwie. Jedna prosta, druga kręta. Postanowiliśmy oboje zjechać z tej krętej. Usiadłam jako pierwsza, a Tom za mną. Razem zjechaliśmy. Nie obyło się bez moich krzyków i śmiechu chłopaka.
Kiedy byliśmy już na dole, postanowiliśmy zjechać jeszcze raz. I tak cały czas... Potem znudziło nam się to i wróciliśmy do pozostałych. Dziwne... Wszyscy siedzieli spokojnie. Usiadłam obok Megan na leżaku. Spojrzałam na każdego po kolei.
- Co robimy? - ciszę przerwała Camila. Wszyscy zgodnie wzruszyli ramionami.
- Szczerze? Nie chce mi się już tu siedzieć. - westchnął Jay.
- To co? Pizza? - wszyscy powiedzieliśmy równo, a potem zaczęliśmy się śmiać. - Idziemy? - i znów razem.
Jak postanowiliśmy tak tez zrobiliśmy. Każdy udał się do szatni. Tam się przebraliśmy i ogarneliśmy. Spotkaliśmy się na korytarzu przy recepcji.
Wyszliśmy z budynku. Skierowaliśmy się w stronę jednej z najlepszych pizzerii w mieście. Droga nie była długa, a przy chłopakach minęła jeszcze szybciej.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, poczułam znów skurcz w szyi. Ale tym razem bardziej. Wymknęłam się do łazienki. Tam ponownie wzięłam leki. Wyszłam z niej. Cała grupka siedziała już przy stoliku, więc podeszłam do nich. Zajęłam miejsce obok Natha i Sivy.
Kilka minut później ' przyszła ' pizza. Niestety nawet to nie poprawiło mojego humoru, gdyż cały czas czułam skurcz. Nie wytrzymałam. Szturchnęłam Nathana i pokazałam, żeby poszedł ze mną. Odeszliśmy od wszystkich. Chłopak spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem.
- Zawieź mnie do szpitala, proszę. - spojrzałam się na niego, już ze łzami w oczach.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Skurcz... Wzięłam leki, ale nie pomogły.
- Chodź. - złapał mnie za rękę. Podeszliśmy do stolika i powiedzieliśmy, że wychodzimy, bo źle się poczułam.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Chłopaki się wkurzą, że wziąłeś samochód. Nie będą mieli czym wrócić. - spojrzalam się na niego. On nic mi nie odpowiedział tylko jechał prosto do szpitala. Chłopak jechał szybko, a ja siedziałam i zwijałam się z bólu.
Dojechaliśmy na miejsce. Na nieszczęście zemdlałam tuż przy recepcji...
________________________________________________
Bum! Musiałam dwa razy pisać rozdział -,- Uh, ale jest ^^
Dziękuję wam za 11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem *-* Coś cudownego ... ♥
Co do rozdziału nie będę się wypowiadała, bo dupny wyszedł .____. Miał mi wyjść inaczej, no ale dobra tam...
A co wy na to, żeby uśmiercić Maddie? :D Hyhy ^^ Taki suprajs xD Nie, no.. Nie zrobię tego :D
Wgl to jak coś to was przepraszam za to, że piszę głupstwa o tej chorobie xD Serio, nic o niej nie wiem i piszę, żeby tak jakoś było. Nie wiem czy to się leczy czy jak, ale okej ;D
Wpadłam na pomysła, że jak zemdleje to tak jakby ta choroba z niej wyjdzie, ale tego też nie zrobię... Pomęczę was jeszcze trochę ^^ Muahahaha :D
Co ja mam wam tu jeszcze powiedzieć? ;o A już wiem ^^ Dacie lajka dla stronki, którą prowadzę razem z moją kumpelą? ^^ Prosee :3 Tu macie linka : http://www.facebook.com/MoimSwiatemJestTheWantedINicCiDoTego3?ref=hl
Będziemy wam ogromnie wdzięczne ♥
I chciałabym was jeszcze raz przeprosic, że nie komentuję waszych blogów :C Wiedzcie jednak, że je czytam! Ale rzadko mogę komentować, gdyż czytam na telefonie ;C
Jeszcze raz was przepraszam. Postaram się to nadrobić C:
Więc... Do następnego , kochani! ♥
Zrobiłam sobie jeszcze jedną kanapkę i razem z nią poszłam do pokoju. Nogą zamknęłam drzwi, a potem zajęłam miejsce na łóżku. Rozglądałam się po pokoju, zajadając kanapkę. Kiedy znikła z talerza, zadzwonił mój telefon. Byłam przekonana, że dzwoni jeden z chłopaków, jednak myliłam się. Dzwonił Avan. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, dlatego nie odebrałam. " Dobijał " się kilka razy, ale za każdym odrzucałam połączenie.
Od czasu wypadku, a nawet i dłużej, nie widzieliśmy się, ani nie rozmawialiśmy. Cóż... Zobaczymy się jutro w szkole.
Kiedy telefon ucichł, podeszłam do półki, na której znajdowały się płyty. Zaczęłam je przeglądać. Nagle moim oczom ukazała się płyta The Wanted. Uśmiechnęłam się pod nosem. Postanowiłam jej posłuchać. Rozejrzałam się znów po pokoju. Tym razem w poszukiwaniu wieży. Jednak nie znalazłam jej.
Podeszłam do lapotopa, który stał na biurku i włączyłam go. Skoro nie ma wieży, to odsłucham na innym magicznym sprzęcie ^^
Kiedy lapotop się włączał, z opakowania płyty wyciągnęłam " książeczkę ", która była w niej umieszczona. Zaczęłam ją przeglądać.
I pomyśleć, że osobiście znam tych chłopaków. Że byli moimi sąsiadami, że są moimi przyjaciółmi, bo chyba mogę ich tak nazwać. Fakt, że troszkę więcej czasu spędzałam z Nathanem, ale to nie zmienia faktu, że kocham ich tak samo. Przeżyliśmy razem wiele i wiele przed nami...
Laptop się włączył. Włożyłam do niego płytę, a po chwili do moich uszu dobiegły pierwsze dźwięki Glad You Came. Zaczęłam podśpiewywać pod nosem. Nie mogłam nie zacząć tańczyć.
Kręciłam się wkoło i śpiewałam, dopóki do pokoju nie weszła Camila.
- Em, Maddie... - zaśmiała się po chwili.
- Po prostu uwielbiam tą piosenkę. - uśmiechnęłam się.
- Ja też. - weszła do pokoju i zamknęła drzwi. - Lubisz ich?
- Kogo? - zdziwiłam się.
- The Wanted. - uświadomiła mnie.
- Ym, tak.
- To piąteczka, siostro! - wystawiła w moją stronę rękę.
- Piąteczka. - zaśmiałam się. W tym samym czasie znów zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Jaya i jego imię.
- Skąd masz jego numer?! - usłyszałam za sobą.
- Długa historia. - odpowiedziałam i odebrałam telefon. - Co jest, Jay?
- Nic. - odpowiedział, a ja walnelam się dłonią w czoło.
- To po co dzwonisz?
- Masz jutro czas? Tak po twoich lekcjach.
- Tak, a co?
- Idziesz z nami w jedno miejsce?
- Jakie? Pizzeria? - zaśmiałam się.
- Ee, skąd wiedziałaś?
- Jestem jasnowidzem. Dobra, o której? - dopytywałam się.
- Po twoich lekcjach?
- Okej, to o 14. Przyjdźcie pod szkole.
- Dobra. O i weź Meg! - krzyknął do słuchawki. - A i weźcie coś na basen. - zaśmiał się.
- Na basen?! Nie chce mi się...
- To co? Idziesz!
- Uh, dobra. Ej, a może iść z nami moją kuzynka? - zapytałam trochę niepewna.
- No pewnie! - krzyknął. - Do zobaczenia.
- Pa. - rozłączyłam się.
Odwróciłam się do Cam. Powiedziałam jej co i jak, a ta zaczęła skakać po całym pokoju. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Dochodziła 21. Poszłam się wykąpać, a potem idę spać. Jutro wracam do szkoły. Nie fajnie... Ale bliżej niż dalej końca. :D Chcę już wakacje... Teraz natychmiast! Na szczęście jest już maj ( jak zmieniłam porę roku, to przepraszam, bo nie pamiętam czy pisałam czy nie c: ) więc jeszcze niecałe 2 miesiące.
Umyta udała się do pokoju, w którym była już Camila. Chciało mi się już spać, więc nie wydawałam się w rozmowę. Pożegnałam się z kuzynką i poszłam spać.
Następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika. Z niechęcią wstałam i wyłączyłam go. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ciuchy, w które miałam się ubrać. Potem udałam się do łazienki. Raz dwa się ubrałam. Dość szybko jak na mnie. Gotowa wróciłam do pokoju. Stamtąd wzięłam torbę, a potem zbiegłam na dół. Nie byłam głodna. Poinformowałam o tym mamę, która krzątała się w kuchni. Założyłam buty. Razem ze mną wyszła Cam.
Szłyśmy powolnym krokiem. Kuzynka cały czas wypytywała mnie się o chłopaków, a ja z uśmiechem na twarzy, opowiadałam jej. Z każdym słowem pojawiał mi się coraz większy uśmiech na twarzy.
Doszłyśmy do szkoły. Tam rozdzieliłyśmy się do swoich sal. Pod moją nikogo nie było, oprócz mnie i Avana. Tylko tego brakowało, pomyślałam.
Chłopak przywitał się ze mną.
- Cześć. - odpowiedziałam mu. Usiadłam na podłodze, na wprost ławki, którą on zajmował.
- Jak się czujesz? - zagadał.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- To dobrze. - nie odezwałam się potem do niego.
Zadzwonił dzwonek. Pod sale zaczęli się zbierać wszyscy z mojej klasy.
Coś mnie szturchnęło. Była to Margaret. Podła jędza. Odkąd wylałam na nią to picie, jest dla mnie taka. Zresztą co ja się będę przejmować... Mam inne problemy.
Przyszła babka od matmy. Wpuściła nas do klasy. Każdy zajął swoje miejsca. Niestety... Ławki były na trzy osoby. Mi przypadło siedzenie z Avanem i Ann. Ann jest okej, ale nie chciałam być w towarzystwie Avana. Może najlepiej będzie jak zajmę się matematyką.
- Zapiszcie temat. - po sali rozbiegł się głos pani Dankan. Każdy wykonał jej polecenie.
Po kilku minutach lekcji, zostałam " zaproszona " do tablicy. Naszczęście zadanie było łatwe, więc poradziłam sobie.
Wróciłam do ławki. Na moim zeszycie leżała kartka.
" Jesteś na mnie obrażona? " , przeczytałam. Bez zastanowienia odpowiedziałam Avanowi, że nie, a kartkę wyrzuciłam.
- To czemu tak się zachowujesz? - powiedział, kiedy wróciłam.
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać? A jakbyś nie pamiętał, to ja ci przypomnę, dlaczego jestem na ciebie obrażona. Nabijałeś się ze mnie, kiedy cała szkoła też. Kiedy Margaret wypuściła o mnie plotkę. Może i przeprosiłeś, ale ja tego nie zapomnę. Przyjaciel by tak nie zrobił. - skończyłam. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Przepraszam... Nie wiem co mi się wtedy stało...
- Nie interesuje mnie to. - mówiłam i przepisywalam z tabilcy przykłady. - Możemy się pogodzić, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spojrzał się na mnie, a ja na niego.
- Nie zrobisz mi nigdy więcej czegoś takiego. - uśmiechnęłam się.
- Pewnie. - na jego twarzy też zagościł uśmiech.
- Umowcie się po lekcjach! Teraz słuchać! - pani Dankan zwróciła nam uwagę. Oboje w tym samym czasie przeprosiliśmy.
Lekcje minęły szybko. Cały dzień spędziłam z Avanem. Cieszę się, że się pogodziliśmy.
Zbiegłam po schodach na dół. Przed wejściem czekała już Camila, a kilka metrów dalej stał Jay w okularach. Zaśmiałam się jak go zobaczyłam. Nie wiem czemu to zrobiłam.
- Idziemy? - zapytałam się kuzynki. Ta pokiwała głową na " tak ". Podeszłyśmy do Jaya. On od razu się z nami przywitał.
- A gdzie Meg? - dopytywał się.
- Zaraz przyjdzie.
- Okej. A przy okazji to jestem Jay. - chłopak przedstawił się Camili. Ona też zrobiła to samo.
- Gdzie najpierw idziemy? - zapytałam.
- Basen. - odpowiedział Jay.
- O nie. - zaśmiałam się.
Na Megan nie musieliśmy czekać długo. Od razu, kiedy do nas dołączyła, poszliśmy do samochodu. Jay usiadł za kierownicę, Meg obok niego, a ja i Camila z tyłu.
- Gdzie chłopaki? - zapytała się Jaya Megan.
- Są już na miejscu. - odpowiedział. Dojchaliśmy na miejsce. Faktycznie chłopaki czekali już na zewnątrz na nas. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy. To znaczy ja i ma rodzinka xd
Weszliśmy do środka. Tam Max podszedł po bilety czy coś tam, a my zajęliśmy miejsca na ławkach. Chłopaki, ja to chłopaki, zaczęli się wygłupiać. A ja z dziewczynami śmiałyśmy się z nich. W końcu Tom tak przesadził, że ochrona zwróciła nam uwagę. Tom grzecznie przeprosił, a potem znów mieliśmy napad śmiechu.
Przyszedł Max. Całą grupą udaliśmy się do szatni.
- Panie na lewo, panowie na prawo. - odezwał się poważnym głosem Jay. Każdy udał się w swoją stronę.
Gotowi wyszliśmy z szatni. Max wraz z Tomem od razu wskoczyli do basenu. Siva udał się na leżak, a Jay i Nath zaczęli się nam przyglądać.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę. - powiedziała Camila i wskoczyła do chłopaków. Została nas czwórka. Wymieniłam spojrzenia z Megan. W tym samym czasie poczułam jak coś, a raczej ktoś. Zaczęłam się wyrywać, kiedy cała nasza czwórka wylądowała w basenie. Chłopaki zaczęli się śmiać, a my na nich krzyczeć.
Zaczęliśmy się wygłupiać. Tom zaczął podtapiać Jaya, a Jay jego. Max poszedł z Meg na zjeżdżalnie, a ja z Nathanem oblewaliśmy się wodą, a razem z nami Cam. Nagle znów poczułam skurcz. Tym razem w szyi. Złapałam się za bolące miejsce.
- Pójdę usiąść. - poinformowałam ich.
- Coś się stało? - spytała mnie kuzynka.
- Nie nic takiego. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę brzegu.
- Czekaj, idę z tobą. - usłyszałam głos Natha. - Przepraszam. - to skierował do Cam. Ta mu przytaknęła.
Kiedy wyszliśmy, od razu poszłam na leżak. Usiadłam na nim, a Nath obok mnie.
- Boli... - wyjąkałam.
- Brałaś dziś leki? - zapytał, dotykając mojej szyi.
- Zapomniałam. - ściągnęłam jego rękę.
- Powinnaś teraz wziąć. Masz je przy sobie? - przytaknęłam.
- Pójdę po nie. - wstałam z leżaka. Nath zrobił to samo. Razem poszliśmy do szatni. Tam z mojej torby wyciągnęłam leki. Nathan podał mi wodę. Połknęłam kilka tabletek.
- Poczekamy chwilę? - zapytałam się go. On odpowiedział mi kiwnięciem głowy. Uśmiechnęłam się. Rozejrzałam się za jakimś ręcznikiem lub czymś, żeby się zakryć. Znalazłam moją bluzę. Założyłam ją na siebie i spojrzałam z uśmiechem na Nathana.
- Nadal cię boli? - dopytywał się.
- Już mniej. - ręką poprawiłam moje mokre włosy.
- Może chcesz wrócić do domu?
- Nie trzeba. Nie przesadzajmy, Nath. - zaśmiałam się.
- Ja nie przesadzam.
- No niee. - dźgnęłam go.
- Aua, to bolało. Nie ładnie... - pokiwał głową.
- Myślałam, że jesteś twardy jak skała. - znów się zaśmiałam.
- Bo jestem. - wstał i przyjął pozę SuperMena.
- Nie przekonało mnie to. - wypięłam mu język, a on mnie dźgnął. - Dobra, wracamy już? - mówiłam przez śmiech.
- Nie chce mi się. - usiadł obok mnie.
- To ty tu zostań, a ja idę leniu. - powiedziałam i rzuciłam na niego moją bluzę.
- Nie jestem leniem! - krzyknął i zaczął mnie gonić. Krzyknęłam, a po chwili obydwoje wylądowaliśmy w basenie.
- Gdzie wyście byli? - usłyszałam głos Maxa, który wypłynął tuż za mną.
- W szatni. - odpowiedziałam.
- Po co? - Tom śmiesznie poruszył brwiami.
- To ich sprawa. - zaśmiała się Megan.
- I ty też?!
- Ej... Jestem głodny. Idziemy już? - podszedł do nas Siva.
- Dopiero co przyszliśmy! - dostał od Toma w tył głowy.
- To ja już idę. - odwrócił się i wyszedł z basenu.
- Fochnęła się dziecina. - zaśmiał się Tom. - Kto idzie ze mną na zjeżdżalnie?
- Ja! - wyrwałam się. Wskoczyłam Tomowi na plecy i poszliśmy. Na górze były dwie. Jedna prosta, druga kręta. Postanowiliśmy oboje zjechać z tej krętej. Usiadłam jako pierwsza, a Tom za mną. Razem zjechaliśmy. Nie obyło się bez moich krzyków i śmiechu chłopaka.
Kiedy byliśmy już na dole, postanowiliśmy zjechać jeszcze raz. I tak cały czas... Potem znudziło nam się to i wróciliśmy do pozostałych. Dziwne... Wszyscy siedzieli spokojnie. Usiadłam obok Megan na leżaku. Spojrzałam na każdego po kolei.
- Co robimy? - ciszę przerwała Camila. Wszyscy zgodnie wzruszyli ramionami.
- Szczerze? Nie chce mi się już tu siedzieć. - westchnął Jay.
- To co? Pizza? - wszyscy powiedzieliśmy równo, a potem zaczęliśmy się śmiać. - Idziemy? - i znów razem.
Jak postanowiliśmy tak tez zrobiliśmy. Każdy udał się do szatni. Tam się przebraliśmy i ogarneliśmy. Spotkaliśmy się na korytarzu przy recepcji.
Wyszliśmy z budynku. Skierowaliśmy się w stronę jednej z najlepszych pizzerii w mieście. Droga nie była długa, a przy chłopakach minęła jeszcze szybciej.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, poczułam znów skurcz w szyi. Ale tym razem bardziej. Wymknęłam się do łazienki. Tam ponownie wzięłam leki. Wyszłam z niej. Cała grupka siedziała już przy stoliku, więc podeszłam do nich. Zajęłam miejsce obok Natha i Sivy.
Kilka minut później ' przyszła ' pizza. Niestety nawet to nie poprawiło mojego humoru, gdyż cały czas czułam skurcz. Nie wytrzymałam. Szturchnęłam Nathana i pokazałam, żeby poszedł ze mną. Odeszliśmy od wszystkich. Chłopak spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem.
- Zawieź mnie do szpitala, proszę. - spojrzałam się na niego, już ze łzami w oczach.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Skurcz... Wzięłam leki, ale nie pomogły.
- Chodź. - złapał mnie za rękę. Podeszliśmy do stolika i powiedzieliśmy, że wychodzimy, bo źle się poczułam.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Chłopaki się wkurzą, że wziąłeś samochód. Nie będą mieli czym wrócić. - spojrzalam się na niego. On nic mi nie odpowiedział tylko jechał prosto do szpitala. Chłopak jechał szybko, a ja siedziałam i zwijałam się z bólu.
Dojechaliśmy na miejsce. Na nieszczęście zemdlałam tuż przy recepcji...
________________________________________________
Bum! Musiałam dwa razy pisać rozdział -,- Uh, ale jest ^^
Dziękuję wam za 11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem *-* Coś cudownego ... ♥
Co do rozdziału nie będę się wypowiadała, bo dupny wyszedł .____. Miał mi wyjść inaczej, no ale dobra tam...
A co wy na to, żeby uśmiercić Maddie? :D Hyhy ^^ Taki suprajs xD Nie, no.. Nie zrobię tego :D
Wgl to jak coś to was przepraszam za to, że piszę głupstwa o tej chorobie xD Serio, nic o niej nie wiem i piszę, żeby tak jakoś było. Nie wiem czy to się leczy czy jak, ale okej ;D
Wpadłam na pomysła, że jak zemdleje to tak jakby ta choroba z niej wyjdzie, ale tego też nie zrobię... Pomęczę was jeszcze trochę ^^ Muahahaha :D
Co ja mam wam tu jeszcze powiedzieć? ;o A już wiem ^^ Dacie lajka dla stronki, którą prowadzę razem z moją kumpelą? ^^ Prosee :3 Tu macie linka : http://www.facebook.com/MoimSwiatemJestTheWantedINicCiDoTego3?ref=hl
Będziemy wam ogromnie wdzięczne ♥
I chciałabym was jeszcze raz przeprosic, że nie komentuję waszych blogów :C Wiedzcie jednak, że je czytam! Ale rzadko mogę komentować, gdyż czytam na telefonie ;C
Jeszcze raz was przepraszam. Postaram się to nadrobić C:
Więc... Do następnego , kochani! ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)