MADDIE
Wróciłyśmy do domu. Byłam tak zmęczona, że zjadłam jabłko, umyłam się i poszłam spać. Rano obudził mnie Paul, który wbiegł do mojego pokoju. Wskoczył na moje łóżko. Zaczął skakać po nim.
- Co ty robisz?! - rzuciałam w niego poduszką.
- Mama kazała cię obudzić. Masz iśc do sklepu! - powiedział i wyszedł z pokoju. Zakryłam twarz pokuszką. Chwilę tak poleżałam, a potem poszłam się ubrać. Gotowa zeszłam na dół. Tam mama wręczyła mi listę zapupów. Wzięłam jabłko i wyszłam. Sklep był niedaleko, więc nie jest aż tak źle. Mam nadzieję, że się nie zgubię. W końcu pierwszy raz idę tam...
Po drodzę słuchałam muzyki. Kiedy weszłam do sklepu, wyciągnęłam karteczkę z rzeczami do kupienia. Boże, więcej tego nie było?
Poszłam do działu z owocami. Tam wzięłam jabłka i winogrona. Mniam ^^ Jeszcze tylko piciu i takie tam duperele, ale najważniejsze mam. Batona *-* Z rzeczami udałam się do kasy. Wyciągnęłam, wszystko na taśmę i czekałam na moją kolej. Spojrzałam się za siebie, a to co tam zobaczyłam... Mój tata! Z jakąś blądlalunią! Miałam ochotę do niego podejść, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu. Odwróciłam głowę. Wbiłam swój wzrok w czubki butów i dalej czekałam. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Znów się odwróciłam.
- Maddie! Słońce! - usłyszałam mojego tatę.
- Nie słoneczkuj mi tu! - odkrzyknęłam tak, że wszyscy ludzie stojący przy kasie spojrzeli na mnie.
- Co się stało? - podszedł do mnie i zapytał zatroskanym głosem. - Mama coś zrobiła?
- Ty! Ty coś zrobiłeś! - pokazałam na jego towarzyszkę.
- Jestem Danielle. - przedstawiła mi się.
- Gówno mnie to obchodzi. - odwróciłam się, a kasjerka zaczęła liczyć. Zapłaciłam i wyszłam, a raczej wybiegłam.
W drodze powrotnej znowu słuchałam muzyki. Siatka była strasznie ciężka. W pewnym momecie pękła mi. Zaklnęłam pod nosem. Zaczęło padać. Jeszcze tego brakowało. Usiadłam na chodniku i miałam wszystko gdzieś.
Po niecałych kilku minutach, zobaczyłam w oddali Maxa. Ucieszyłam się. Bardzo! Wstałam i podeszłam do niego. Chwilę był zdziwony, ale potem spytał się co się stało. Opowiedziałam mu. Zaproponował mi pomoc. Zgodziłam się. A co innego miałam zrobić? Razem zebraliśmy rzeczy i poszliśmy do mojego domu. Po drodze strasznie przemokliśmy i zmarźliśmy.
Doszliśmy. Podziękowałam mu.
- Nie ma za co. - odpowiedział i posłał jeden ze swoich uśmiechów.
- Może wejdziesz? - zapytałam. - Na herbatkę? Ogrzać się.
- Mieszkam tuż obok. - pokazał na swój dom.
- No to co? - wzruszyłam ramionami.
- To to, że już lecę. - zaśmiał się.
- Ale ja nalegam. - nie dawalam mu spokoju.
- Ale ja chcę już iść.
- Nie lubisz mnie. - udawałam, że płaczę.
- Co? Nie! - zaczął się tłumaczyć.
- Nie chcesz wypić ze mną herbatki.
- Dobra. - oboje się zaśmialiśmy i weszlismy do domu. W budynku była tylko Megan z Paulem. Zapytałam się ich gdzie mama. Powiedzieli, że poszła gdzieś, ale gdzie to nie wie. Wzruszyłam ramionami i nastawiłam wodę na herbatę. Max usiadł przy blacie w kuchni, a ja zaczęłam rozstawiać wszystko po półkach.
- Pomóc ci? - zapytał.
- Nie, dzięki. - uśmichnełam się.
Po pięciu minutach siedzieliśmy już u mnie w pokoju z herbatą i ciasteczkami. Rozmawialiśmy jak starzy dobrzy kumple. Poznałam bliżej go. W pewnym momencie zaczęło grzmieć. Wystraszyłam się. Nigdy nie lubiłam burzy.
Do mojego pokoju wpadli Mag i Paul. Oni też się boją.
- Nie mówcie, że się boicie. - zasmiał się Max.
- Boimy. - odpowiedzieliśmy równo. Znów grzmot. Cała nasza trójka podskoczyła. Meg wtuliła się w Maxa.
- Ej, a my to co? Zostawiasz nas tak? - udałam, że znów płacze.
- Chdzcie. - przytulił nas. - Czuję się jak tata. - zaśmiał się. W tej chwili przypomniało mi się spotkanie w sklepie. Zastanawiam się czy poiwedzieć o tym mamie. Powinna wiedzieć. Jak nazywała się ta blondi? Da... Danielle! Tak! Matko, co za imię.
Nie minęło 40 minut, a burzy już nie było.
- Wcale się nie bałam. - odsuneła się od Maxa Meg.
- No nie wcale. A kto szczypał mnie w ramię?! - zaśmialiśmy się.
- Idę pić. - poinformował nas Paul i wyszedł.
- Ja już lecę. - Max wstał i udał się do drzwi od mojego pokoju. Odprowadziłam go do wyjścia. Po drodze zaproponował nam żebyśmy wpadły jutro na ich mini koncert w klubie. Może pójdziemy? A może nie? ^^ Pomyślę.
________________________
Jabadabaduu ^^ Krótki, ale jest C:
Dziekuje za 5 komentarzy pod ostanim rozdziałem, 28 obserwatorów i zbliżające się 10 tysięcy wyświeltleń bloga ♥ Ile to dla mnie zaczy. Naprawdę! To coś wspaniałego! :3 Dziekuje wam, że czytacie te bzdury ^^ ♥
To nie bzdury, ja uwielbiam to opowiadanie! Rozdział niestety krótki, a może stety, bo mam mało czasu :P
OdpowiedzUsuńAle za to świetny. Tatuś Max, strach przed burzą, blondi Danielle... Czekam na ciąg dalszy :)
Krótki, ale fajny.;]
OdpowiedzUsuńA to nie dziewczyna Maxa miała ni imię Danielle? hmm...
Czekam na następny.;D
To tak... chciałam przeprosić, że nie skomentowałam dwóch pozostałych ( jak dobrze policzyłam xD) rozdziałów. Nie było czasu, żeby zająć się blogami... :C
OdpowiedzUsuńTo teraz wracam do postów... :D Świetne! ♥
Szkoda tylko, że Nathan i Meggie nie są szczęśliwi... :(
Ale mam nadzieję, że jakaś iskierka nadziei na to że będą razem jest... :]
Tak więc jeszcze raz przepraszam i czekam na następny rozdział. :D
Weny :*
Czytałam jak zaczarowana *.*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.
Jakbym mogła, to bym zatłukła Danielle, ale okey.